Rozweselacze – tak na potrzeby tego tekstu nazwę wszelkie „ulepszacze, spulchniacze i barwniki”, jakie mają za zadanie sprawić, że zaproszeni na wesele goście, nie zapomną o tej nocy przez całe życie.
Nie myślałam o nich dopóty, dopóki nie spotkałam się znów z moim kolegą (Urodzony wedding planner) . I tym razem nie rozczarował mnie swoim zaangażowaniem w planowanie własnego wesela, bo na wstępie zapytał, jakie dodatkowe „atrakcje” szykuję u siebie. Serio? Naprawdę powinnam? Myślałam, że moda na rozweselanie wesela już minęła i ludzie preferują tradycyjnie: strawę, napitki i uderzanie w tany. Okazuje się jednak, że jestem sto lat za…by nie obrazić Afroamerykanów – za wedding plannerami;) A jakież to możliwości rozweselaczy znudzonego wesela mogę mieć do wyboru?
– Familiada. To akurat podsunął mi kolega. Rodziny obu stron walczą o wygraną, posiłkując się wiedzą o Młodych. – Jakiej muzyki słucha Ona? (samej byłoby mi ciężko trafić jednym określeniem). – Na jakim koncercie oświadczył się On? (Yasmine Hamdan – toż to takie proste…Następne pytanie!;). Murowany remis 0 do 0.
– Fotobudka. Potrafię zrozumieć zachwyty natychmiastowymi polaroidami, ale jakoś nie widzę moich wujów podekorowanych karaibskimi wieńcami ze sztucznych kwiatów, czy cioć wypinających usteczka w seksownej pozie. A młodzi będą się też dobrze bawić i bez budki.
– Wypuszczanie gołębi przez Parę Młodą. Niech się ludzie bawią na weselu, a gołębie zostaną na dachu.
– Pokaz zdjęć z życia Pary Młodej. Jeżeli to nie przerywa wesela, nie ingeruje w jego przebieg, a jest wyświetlane gdzieś w tle, to popieram i bardzo mi się podoba. Zawsze znajdzie się ktoś, komu znudzą się rozmowy, widok białej sukni i garnituru, kogo nie poproszą do tańca, albo ktoś kto by chciał się dowiedzieć czegoś więcej o Młodych z ich wspólnego życiorysu.
– Karaoke. Wuj któremu wydaje się, że ma dobry głos, bo go kiedyś ksiądz na mszy pochwalił, wcale nie musi być tak odebrany na weselu. Karaoke bawi tych, którzy śpiewają. Taka prawda. Wolę spontaniczne akcje i jeżeli ktoś z moich gości podejdzie do zespołu, przechwyci mikrofon i zacznie popis wokalny bez żadnego scenariusza, za to z dedykacją Młodym, to będę klaskać jak u Rubika;)
– Księga gości. Mała rzecz, fajna rzecz. I zostanie na lata. Każdy przejaw grafomanii czy błędów ortograficznych to tylko wisienki na torcie. „Na gurze rurze, na dole fjołki, a wy się kohajcie jak dwa anjołki”, podpisano wój Zbyszek. Oby tylko cycków i kaktusów nikt nie rysował, ale to chyba nie ten zeszyt i nie ta impreza:)
– Pierwszy taniec w tumanie dymu z wytwornicy. Może to być piękne, zwłaszcza gdy przysłoni Młodych, którzy mylą co rusz kroki. Każdy i tak się na ten dym nabierze, a czym więcej, tym lepiej. Oby tylko co jakiś czas się z niego wynurzać. Do rozważenia;)
– Pokaz tańca brzucha. Widzieć ciocie spoglądające nerwowo na mężów spoglądających łapczywie na tancerkę – co to, to nie:)
– Teatr ognia – pokaz energetycznych tańców kilku do kilkunastu ludzi z ogniem. Widowiskowe, ale zabiera nawet 40 minut wesela. Poza tym, co jeśli ktoś z gości pod wpływem wszystkiego, zechce popisać się brawurą i zapragnie dołączyć do tancerzy? Poparzeń na weselu nie chcemy, oj nie. A jeśli jeszcze Młodzi dodatkowo zachwycą gości pokazem fajerwerków – to już niedaleko weselichu do piekiełka.
–Loty balonem. Nie ma co się łudzić, że to będą loty – raczej podloty na kilka metrów. Co w tym ciekawego – czekać godzinę w kolejce, by unieść się ledwo nad ziemią, zamachać i wrócić? A czas wesela upływa…
– Iluzjonista. Co jeżeli uda się mu sprawić, że Młoda zniknie, ale już nie pójdzie tak łatwo z jej przywróceniem na wesele?
– Anioły na szczudłach. Jeden anioł w białej sukni już wystarczy.
– Flair – pokaz barmański. Ci barmani! Są seksowni, apetyczni, tacy jak ich drinki. Wzrasta prawdopodobieństwo zdrad małżeńskich wśród gości, a to już nie wesele, a dramat będzie.
– Pokazy laserów z animacjami. Kolejne 25 minut…To ja już wolę te 2 500 zł dołożyć do podróży poślubnej.
– Sobowtór Michaela Jacksona i jego Moonwalk . Ktoś może umrzeć ze strachu, bo nikt nie uprzedał, że na weselu pojawią się zmarli.
– Klaun animator. Zostawmy mu etat w cyrku.
– Pokaz kuchni molekularnej. I tak obejrzą to ci, którzy się dopchają przed kucharzy. Reszta będzie się tylko wkurzać.
– Jaka to melodia? Nie lubię w telewizji, tym bardziej nie polubię na swoim weselu. A tym, którzy to oglądają na co dzień, przyda się detoks. Zresztą mogą sobie urządzić taki turniej z sąsiadem przy stoliku do muzyki zespołu.
– Pokaz rzeźbienia w lodzie. Nie chciałabym, by mi na wesele wjechał pan z piłą do lodu.
Oczywiście moje opinie są moje i szanuję to, że ktoś ma odmienne. Zapraszam do dzielenia się własnymi:)
Zgadzam się z Młodą całkowicie. Cieszą najbardziej spontaniczne występy 😉
Polecam serdecznie księgę gości. Świetna sprawa. Na naszym weselu wykonaliśmy fotoalbum z naszymi pamiątkowymi zdjęciami. To raczej była atrakcja dla nas Młodych niż gości. Mija pół roku od wesela a my otwieramy wzruszamy się i śmiejemy na przemian wspominając ten wyjątkowy dzień. Świetna pamiątka, polecam.
Tak jest, stawiamy na spontan – choć w miarę kontrolowany;)
A ja się zastanawiam, czy w ogóle takie pierdoły są komukolwiek potrzebne, już „oczepiny” w zupełności wystarczą. Byłam i widziałam Jacksona i Elvisa, na litość boską niech spoczną już w spokoju! Taniec brzucha? Ło matko!
Księgi gości nie zawierałabym w kategorii umilaczy itp, to po prostu miła pamiątka. Mała rada, dla tych z gości, którzy z góry zakładają, że będą się źle bawić, nudzić itd, prosiłabym o pozostanie w domach i katowanie kolejnego sezonu „ojca Mateusza”.
Pozdrawiam
Ostatnią radę mogę zawrzeć w zaproszeniach;) kto ma dystans do siebie – zrozumie!;)
Nam najbardziej udały się fajerwerki. Jestem zdania, że żadne fotobudki czy pokazy tańców nie wygrają z klasycznym pokazem ogni, bo po prostu wszyscy lubią fajerwerki 🙂 Wybraliśmy masę fajerwerków z hurtowni http://www.fajerwerkigorzow.pl/ i to był strzał w dziesiątkę, dosłownie 🙂 Były wyrzutnie, moździerze, fontanny i było pięknie.