Taka sytuacja. Spotykam na kursie salsy kolegę, który zamiast powiedzieć mi standardowo ‚Cześć’, wykrzyknął:
– I co, znalazłaś zespół?! (Tak, to ten sam kolega, któremu poświęciłam tekst Urodzony wedding planner. Żeby zrozumieć kontekst, proponuję tam zajrzeć).
Odpowiedziałam z entuzjazmem równym jego pytaniu:
– Tak!! (Podobno komunikacja jest udana wtedy, gdy dopasowujemy się do rozmówcy). Zdecydowałam się na Zespół X!
– Świetny, rewelacyjny, polecam! – odkrzyknął Kolega.
– Może i tak, tylko że nie zdążyliśmy podpisać umowy, bo zespół poleciał na wycieczkę do Meksyku! Ślad po nich zaginął! Może szukają tam inspiracji!
– Już wrócili! Wczoraj mój brat ich odebrał z lotniska!
– O!
Po serii wykrzyknikowych zdań, zamilkłam. Kolega tak dobrze czuje się w tej branży, że nawet wysyła swojego brata po odbiór zepsołów na lotnisko.
Mam więc nadzieję, że zespół niedługo naprawdę się do mnie odezwie z umową, skoro już wrócili z tego Meksyku. Bo ja tu mam Meksyk, ale z organizacją wesela. Spotkanie z nimi – nazywajmy ich na potrzeby tekstu Zespołem X, było naprawdę frapujące. Dlatego wzięłam ich w ciemno, nie słysząc, jak grają.
A było to tak.
Siostra wiedząc o tym, że wydzwaniam po zespołach, jeżdżę na spotkania i nic z tego nie wynika, poleciła mi Zespół X, w którym śpiewa jej koleżanka. Szukam więc ich strony internetowej…brak. Szukam fan page….brak. Szukam na youtube…brak. No więc jak niby mam ich poznać i uwierzyć, że istnieją? Nic, tylko się spotkać. Wpierw zaczęłam jednak wypytywać znajomych:
– Straszni – nie polecał kolega.
– Strasznie fajni – polecała koleżanka.
No więc przestałam już pytać i zadzwoniłam do Zespołu X. Odebrał wodzirej i mówił do mnie przez 1,5 godziny, więc byłam pewna, że „gadane” to on ma i da sobie z tym radę przez całą noc, a jeszcze mu czasu zabraknie:) Wyznaczyliśmy spotkanie. W środku tygodnia, godzina….22.00. Prawie jak w Nowym Yorku, który nigdy nie śpi.
Wodzirej-manager-właściciel zespołu przyjął nas z uśmiechem w soczyście czerwonym pokoiku w bloku. Musi mieć wyrozumiałych sąsiadów, albo dobre wygłuszenie studia. Wszędzie wisiały dobre zdjęcia par młodych. Kto je robił? – zapytałam. – Moja żona. Macie fotografa? Możemy Wam wszystko w pakiecie policzyć. – odpowiedział energiczny wodzirej.
Mam już fotografa i właściwie tylko z nim nie miałam do tej pory żadnych problemów. Jednak dobrze wiedzieć, że biorąc zespół, można od razu załatwić zdjęcia. Widać branża blisko się trzyma. Dosłownie. Ciekawe, czy działali w weselnym segmencie przed poznaniem się, czy jedna połówka zainspirowała tą drugą, bo branża dość dochodowa i nigdy się nie skończy.
Wodzirej mówił i mówił, a ja chciałam słuchać i słuchać. Muzyki. Poprosiłam o jakąś melodię i zaraz pożałowałam.
– Czego oczekujecie na weselu? – zapytał.
– Dokładnie odwrotności tego, co puściłeś – odpowiedziałam mu.
– Czyli już wiem – teraz on odpowiedział mi.
I zaczął puszczać nagrania, które podbiły nam serca. Od lat 50 w górę, ale nie za wysoko, bo szczytem jest 2015, a tu niewiele znaleźliśmy. Alpinistyka w tej branży nie ma sensu. Szkoda, że im bliżej naszych czasów, tym jakoś ubożej o nieśmiertelne hity. A więc zagrają u nas Womack&Womack, Bee Gees, Michael Jackson, Rod Steward, Prince, Queen, Sting, Daft Punk, Gloria Gaynor, Bob Marley, Gipsy King, Shakin Stevens, Czesław Niemen….oj, wielu wielu innych też zaprosiliśmy.
– A teraz wybierzcie sobie coś z disco polo. Nie zgadzam się na brak disco polo – ujął to w zdaniu oznajmującym wodzirej.
– Ale to chyba my się na coś zgadzamy lub nie? – zapytałam.
– I tak po godzinie Młody do nas podejdzie mówiąc: Miałeś rację, trzeba puścić trochę disco polo, bo się goście domagają.
– Serio? No dobra, to może z dwa utwory.
I tak stanęło na 10. Znając jednak tupet wodzireja, to wplecie ich więcej, a my nawet tego nie zauważymy, bawiąc się na całego.
– Na brak oczepin też się nie zgadzam. – tako rzecze wodzirej.
– My także. Wymyśliłam niestandardowe oczepiny. Chcę rzucać welon z… (nie zdradzę, tajemnica;)
– Super, kupuję!
– Ale nie sprzedawaj przed naszym weselem.
– Serio? Takie to fajne jest!
– Wiemy, dlatego nie sprzedawaj.
Umówiliśmy się na podpisanie umowy po ich powrocie z Meksyku. No i właśnie, jak to zdradził zaangażowany w tematy weselne Kolega, Zespół X już został dowieziony do domu z lotniska. Zapachniało gwiazdami. Odbiór i przywóz z lotniska, oczekiwanie, wypytywanie i wiedza wtajemniczonych – gdzie jest aktualnie Zespół X?
Zanim umowa nie jest podpisana, nie będę twierdzić, że mam już zaklepany zespół na wesele. Bo wiecie jak to w życiu bywa…zwłaszcza w tej branży!